wtorek, 27 grudnia 2011

święta

Jeśli człowiek tu na ziemi może dotknąć czegoś świętego, coraz bardziej wierzę, że najłatwiej w wigiijną, świętą noc.
Jak wieku ludzi, unikam amoku przedświątecznych zakupów, mikołajków z melodyjką, esemesów z gotowymi wierszykami, których nie czytam, ale osobę, która je wysłała wrzucam do wspólnego kosza dobrych, swiątecznych zdarzeń. 
W tym roku nie dałam się wciągnąć, zakupów nie zdążyłam, jadłospisu nie zaplanowałam, wyszło jak wyszło.
Włączyłam pastorałki i naplotłam kilka świątecznych wieńców. Daglezja, sosna, świerk, modrzewiowe szyszki, berberys, bogactwo okolicznej przyrody. I to wzruszenie nagłe, skąd się to bierze ?
Może to ,że " bydlęta klękają ", ten obraz , że zwierzę może z szacunku przed człowiekiem przyklęknąć, jest mi szczególnie bliski, pracując z końmi na co dzień, jest do pewien ideał do osiągnięcia.
Przed Człowiekiem - Bogiem, nasza wartość we wszechświecie nie została jeszcze określona, codzienny trud  tworzenia trwałych więzi ludzkich,być może jest przejawem boskiej strony człowieczego bytu.
Opłatek na talerzu z sianem, symbol  dla ateisty, dla mnie co wierzy we wszystko, ( nawet hokus-pokus i abra kadabra) ,  tajemnica, pochylając się nad nią, dlaczego nie potrafiłam przekazać życzeń komuś, dla kogo mam życzeń najwięcej ?
No i Ci, którzy odeszli. Jak o nich nie pamiętać, zostawiając dodatkowe nakrycie. Przecież nie przyjdzie zbłąkany wędrowiec, przyjdą Oni, ogrzać się na chwilę ciepłem ludzkiego wzruszenia.
Jest taki Pan.  Dla wielu typ, co skutecznie wojuje na rynku azjatycko - europejskim, dla wielu -  utopijny poszukiwacz moralnego ładu w firmie, a nawet ojczyźnie.Dla mnie -  ten co ją kocha.Ona, wystarczy, że rozłoży niebieskie skrzydła, już jest aniołem na szybie.
W te święta uciekli do Paryża, by w anonimowości wspaniałego miasta, zagubić się  ze wspomnieniami   świąt,  kiedy jeszcze  był z nimi EDWARD.
EDWARD jest tatą niebieskoskrzydłego Anioła. Odszedł nagle i po cichu,zostawiając  Anioła z połamanymi skrzydłami.
Tuż przed świętami Pan i Anioł z Mamą, zarezerwowali  w Paryżu przypadkowy hotel, by na miejscu dowiedzieć się o już nie przypadkowej restauracji.
W restauracji, która wymaga wcześniejszej rezerwacji, znalazł się o dziwo stolik dla Pana i jego najbliższych.
O Aniele, nie podtrzymuj w smutku łysej głowy, czy nie zastanawia Cię, że już późno a w tej przepełnionej restauracji stolik obok wciąż stoi pusty ?
A któż to zarezerwował i nie przyszedł ?
A skąd wiadomo, że nie przyszedł  ?
Najważniejsze, pozostaje dla człowieka ukryte.No chyba, że w Święta.....






Przyjdzie dzień, kiedy zapytam Ją, jakie to uczucie, zatrzymać się na granicy wiary w wigilijny cud ?
Dziękuję Panu za Opowieść Wigilijną.
"Wszyscy kiedyś przeminiemy, ale zanim odejdziemy, zostawimy tu na ziemi, swych uczynków trwały ślad...."
http://www.youtube.com/watch?v=Sfz3cHpamdc

czwartek, 15 grudnia 2011

list

Ja to mam dobrze, grudniowe wieczory oferują mnóstwo czasu do zmarnowania. Trochę jest zawsze do posprzątania, ale tylko do momentu, gdy z książki wypadnie zapomniany list od Mężczyzny.
Wspominam, bez emocji, które były wtedy, list jest jednak dowodem kim byłam w tamtym czasie, w oczach innego człowieka w każdym razie.
Na szczęście ta historia warta jest wspomnień, a były również inne, nic nie warte.
Pomyślałam sobie, że czas, kiedy bez żalu odkładamy między książki wspomnienia szalonych miłosnych uniesień, braku snu z powodu listu, bujania w obłokach, jest naturalnym przejściem z młodości do dorosłości.
A więc dorosłość jednak się nam zdarza :)
List schowałam znów do przypadkowej książki, mimo, że nie ma już we mnie nic z jego Autora, jestem beznadziejnie sentymentalna i już się cieszę , że kiedyś wypadnie mi znów.
Ponieważ od jakiegoś czasu usiłuję kupić stary dom, do małej chatki pod lipami, gdzie mieszkam teraz zaczęłam zwozić z okolicznych "sztyndorowni" różne fantastyczne graty.
Uwielbiam wyszukiwać stare półki, dzbanki na mleko nie do kompletu, grafiki, doniczki, wszystko używane, z wymyśloną na prędce "duszą".
Dom marzenie jest duży, więc można już teraz zaszaleć z ilością starych gratów.
 Właśnie dziś się okazało, że biurokracja urzędów i banku udaremni kupno. Ale o tym kiedy indziej.
Na razie zostaję z mnóstwem drobiazgów w jednym pokoju, który dokładnie rok temu wyglądał tak:







a dziś się już strasznie nagraciło i wygląda tak :







Ponieważ jak pisałam czasu grudniowego mam dużo, chyba się rozpędziłam w marzeniach.
Ale to mi daje siłę podjąć walkę z urzędnikami od jutra na nowo.

środa, 14 grudnia 2011

Instynkt

Pisałam niedawno o odczuwaniu tego, co wokół -  instynktem, podczas doświadczenia jakim dla jeźdźca jest naprawdę szybkie tempo w otartym terenie na pędzącym koniu.
Chciałabym wrócić do wątku postrzegania instynktem w kontaktach z ludźmi. Moim naturalnie rozwiniętym rytmem jest wewnętrzne wołanie instynktu, nie rozumu.
Nie ufam rozumowi, odrzucam narzucone mi role, mimo poczucia zagrożenia, że działam na swoją szkodę, często podczas nocnych rozważań, kiedy w spokoju spotykam się z własną ułomnością, próbuję powoływać się nawet na staropolski model wychowania, gdzie z szacunku dla innych tłumiło się własne emocje, dzieci nie wtrącały się w rozmowy dorosłych, a ludzie posiadali wspaniałą, zapomnianą dziś cechę przemilczana słabości swoich sąsiadów.Nic to, moje postrzegane to wołanie instynktu, nie rozumu.
Jak pisał Terzani, serce to wspaniały instrument rozumowania, traktujemy je jak rzecz, którą można wyjąć, włożyć z powrotem, zastąpić pompą. Przez to, rozumiesz, co twierdzi rozum...ale nie  - r o z u m i e s z.
Prawdziwe rozumienie wykracza poza rozum i  bazuje na instynkcie, na sercu.
Jeśli czuję, że ktoś kieruje we mnie złe intencje, jestem zwierzęciem, nic we mnie z dobrze wychowanej panienki, kulę się w sobie, warczę, szukam możliwości ucieczki, na koniec w panice atakuję.
Na szczęście mam tą wspaniałą możliwość wylizania w samotności swoich ran.





By prawdziwie spotkać się ze światem, człowiek potrzebuje spotkania z samym sobą.

czwartek, 1 grudnia 2011

Czasem po przebudzeniu napada mnie bolesne pytanie po co się obudziłam. 
Jest to kontynuacja wieczornych, nie przemyślanych do końca rozważań o cel podróży na ziemi.
Oczywistym dla mnie, że podróży jednej z wielu.
Jedynym rzeczywistym wyjaśnieniem zagadek życia jest reinkarnacja, jak pisała Wanda Dynowska. Ale dlaczego tu ? 
Wyglądam za okno a na wschodzie niebo płonie od wstającego słońca.
Idę w ten dzień.

środa, 23 listopada 2011

czas zimowy, początek

Mieszkając na wsi odczuwalne są tylko dwie pory roku, czas letni, czas zimowy.
Czas zimowy to życie w ciemności, powitanie dnia odbywa się, gdy słońce jeszcze nie wstało (przez wiele tygodni na Pojezierzu jakby nie wstaje w ogóle) , po południu  ciemno znów.
Dla mnie to czas podróży.
Od długiego już czasu i posiadania nie określonej liczby kotów, psów i koni pod opieką  a przede wszystkim ogrzewania siebie samej ogniem z kominka - jedynie podróży książkowych.
Przychodzi mi czasem do głowy cień oskarżenia własnej niemocy twórczej brakiem kontaktu z  ludźmi z "tamtąd", ze świata gdzie mnie nie ma. W przeszłości, przed CZASEM ZAPUSZCZANIA KORZENI nie opuszczało mnie poczucie, że mogę być, czyli jestem, wszędzie.
A teraz tu.
Buddyjskie tu i teraz ?
Kiedy męczy mnie moja miękka, wiejska wygoda, niepokój CZASU, być może przeciekającego przez leniwe, zaczytane wieczory, na granicy snu przychodzi przeświadczenie, że jesteśmy tu tylko na chwilę. Czy nasz czas  na Ziemi jest  koniecznością gromadzenia ciekawych zjawisk, czy wypełnianiem stawianych celów ?
A co jeśli jest żartem wieczności, przemijającego czasu ?
Do mnie przyszło, że  --------- radością. Zrobiło się lekko, przestronnie, wcale nie banalnie.
Podkładam do kominka,słucham szeptu kolejnego czarnego jak smoła wieczoru. I marzę. Że uda się kupić ten stary dom, że starania w tym kierunku nie pozbawione są sensu.
Czas zimowy jest po to właśnie.

piątek, 18 listopada 2011

galopem przez dni

Jest taki moment galopując na koniu po otwartej przestrzeni łąk, kiedy można jeszcze użyć świadomie umiejętności zapanowania nad koniem, poproszenia- zwolnij Przyjacielu, chcę panować nad naszą wspólną prędkością. Jednocześnie pojawia się pokusa przyzwolenia na szybciej,a więc  leć, zabierz mnie tam, gdzie nie sięga myśl, nie mam już kontroli.Od jakiegoś czasu tak upływa moje życie, na bezwolnej fali, bez planu, tylko ślepe zaufanie w instynkty i zachwyt światem przyrody, po które być może sięga pędzący koń.Czy świadomie zdecydowałam się na kupno starego domu, do którego zimą nie ma dojazdu ? Nie, czuję tylko, że tak trzeba. Kiedy weszłam tam pierwszy raz, przestałam się nad tym zastanawiać.
Nawet nad tym, że nigdy nie chciałam zapuszczać korzeni.Naiwnie wierzę, że korzenie też można odciąć. Bez bólu.
Zobaczymy.