wtorek, 11 września 2012

wspomnienia z obozu naturalsów


                    W połowie sierpnia wspólnie z Andrzejem Makacewiczem  zorganizowaliśmy w Karpnie obóz jeździecki JNBT.
                   Mija właśnie miesiąc po skończonym obozie a wciąż nachodzą  przemyślenia, które  kreują się głównie podczas pracy z końmi.
                    Jak często powtarza Andrzej, natural jest drogą bez odwrotu i to się potwierdza. Mimo, że od wielu lat pracuję z końmi, uczę się na nowo przy koniu stać, poruszać, patrzeć.
W codziennej pracy i zabawie z koniem najtrudniej chyba jest mi ocenić postęp. Każdego dnia zaskakuje mnie jak szybko uczy się koń.
Co się kłębi  w końskim łbie od jednego ze mną spotkania do drugiego, że trudności znikają same ? To dodaje skrzydeł, ale czy coś rzeczywiście osiągnęłam ? Zabieram konia na spacer, pokazuję wzrokiem – właź na tą skarpę, koń idzie. Niby nic, wciąż jesteśmy daleko od wysokiej sztuki ujeżdżenia. Jednak moment podjęcia decyzji przez konia, zgodnej z  moją sugestią, jest dowodem komunikacji i zrozumienia. To naprawdę wspaniałe uczucie.
                      Andrzej Makacewicz dał swoim studentom genialny w swojej prostocie model : zaufanie, szacunek, dominacja.  Trzy równe fragmenty układanki w pracy z koniem.
 W konfiguracji takiej, że każdy koń jest inny, jego i nasze tempo uczenia różne, zaufanie i jego brak, wcześniejsze doświadczenia konia o których nie wiemy i wiele innych czynników, które tworzą nieskończenie wiele sytuacji,  prosty model się komplikuje.
Pocieszam się, że praktyka czyni mistrza i o ile życia starczy, rozwikłam zagadkę modelu na trzy.
Jak na razie zrozumiałam jedno : Andrzej mówi że SZACUNKU  od konia wymaga.
 W moim odczuciu na szacunek konia trzeba sobie zasłużyć. Mieć w sobie   spokój, pewność siebie i wiele innych pozytywnych  cech. No i jeszcze przydałby się orient. Poza orientem z którym się człowiek rodzi i wtedy jest łatwiej, nad pozostałymi cechami trzeba pracować, zanim się po szacunek do końskiego boksu włazi. Bo konia nie oszukasz a jak nie masz szacunku to niestety ( dla konia) rodzi się agresja. A koń agresji nie szanuje, tylko ucieka a w ostateczności atakuje.
Inaczej jest z dominacją. Poza końmi dzikimi i wyjątkami, nasze poczciwe osiołki zdominować nie trudno, w człowieku jest potrzeby dominacji bardzo dużo i łatwo nam to przenieść na relację z koniem.
I jak już nic nie wychodzi to wracamy do modelu Andrzeja, żeby sprawdzić ile czego miało być, ponieważ na samej dominacji prawdziwy naturals daleko nie zajedzie. Chodzi przecież o coś więcej.
                      Wracając do letniego obozu,  poza końmi ważni są ludzie.
Obserwowałam z zainteresowaniem dynamikę stada uczestników obozu i chciał nie chciał miałam w dynamice swój udział. Najwięcej się człowiek uczy od trudnych osobników. Dotyczy to zarówno koni jak i ludzi.
Poza planowymi zajęciami z końmi na round pennie, z ziemi z siodła i w terenie, uczestnicy obozu nie marnowali czasu.
Były zajęcia z jogi o świcie nad jeziorem, wieczorne pławienie koni, wyjazdy w małych grupach na galopy, śpiewy przy pianinie, relaks w ruskiej bani i nocne zaleganie pod barem. Tam zwłaszcza była okazja pojąć trudną sztukę życia z końską pasją. Tam tez można było załapać trochę orientu.
                       Jako organizator mogę powiedzieć, że „naturalsi „ to fantastyczni ludzie.
Było nas ponad 30 osób z końmi własnymi i pożyczonymi z Ośrodka w Karpnie.
Przebywanie z końmi na co dzień, zwłaszcza na pięknych terenach Pojezierza Drawskiego, dostarcza życiu wielu niezwykłych doświadczeń, ale wyjazdów w teren 30 koni na kantarach, nie zapomnę nigdy.
Zapamiętam konie zrelaksowane jakby były na pastwisku w stadzie, swobodne galopy na ogromnych, otwartych przestrzeniach łąk. Konie, których problemy rozwiązały się same. Tylko pozwolić im być najpierw koniem, potem wierzchowcem.
Przez te kilka dni koń stał się towarzyszem człowieka w pracy i zabawie. Pod tym względem wszyscy cofnęliśmy się w czasie lub nawet w inną rzeczywistość. Może w tym tkwi tajemnica ogromnego sukcesu obozu ?
                       Poznając ludzi zainteresowanych naturalnymi metodami pracy z koniem, czuję, że dzieje się coś ważnego. Dostajemy do ręki narzędzie do codziennej pracy w różnych stajniach w całej Polsce. Potem okazuje się, że oglądam ludzi z obozu na oficjalnych imprezach końskich, jak pokazują fantastyczne rezultaty  pracy ze swoimi końmi. To daje poczucie przynależności do ruchu, który rozwija się i ma sens. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy.








środa, 28 marca 2012

to tylko wiatr.

Co za dzień. Taniec nieokiełznanej energii.
Obudziło mnie wcześnie.
Obudziło, zdecydowanie. Mam to uczucie czasami, że coś mnie budzi, jakby myśl przewodnia nowego dnia.
Wcześnie rano, zanim świat ruszy do boju, czuć w powietrzu taką świeżość doznań, czystą energię. Żadna inna pora dnia nie ma w sobie tyle, co wczesny poranek.
Pobiegłam nad jezioro, za mną stado psów.
Już od paru dni wstaję wcześnie i biegnę nad jezioro. Nacieszyć się ostatnimi chwilami samotności.  Zmiany idą, wprowadzają się sąsiedzi.Dla mnie jest to równoznaczne z zamknięciem bardzo pięknego, wzbogacającego rozdziału.
Od wielu dni się tym zamartwiałam.
Drzewa, pusta droga, przestrzeń, światło, woda,historia ludzi, którzy kochali to miejsce przede mną.Dziewiczość.Oszałamiające piękno.

Idąc od strony pastwiska dom otoczony jest świerkami, jakby wyspa.  Zawsze się tak tu czułam.

Aż dziś zrozumiałam, że czasem kocha się po to tylko, by cierpieć.
Nikt w kogo nie wrosło miejsce z korzeniami, nie zrozumie pustki rozstania.
Ale o to chodzi właśnie. Dostawać i oddawać. Zakorzeniać i wyrywać.

Czasem przechodząc obok tego miejsca, myślałam, co za szczęściarze tu mieszkają.
By zaraz potem uświadomić sobie, przecież to ja tu mieszkam.
To miejsce, gdzie będąc zawsze na miejscu, codziennie wyrusza się w podróż.Zabiera Cię wiatr w ogromnych drzewach, fale na jeziorze, galopujące konie, przestrzeń i zapach trawy. I jeszcze rozbudzona wyobraźnia.


Po moim planowym biegu w zdłóż jeziora, okazało się, że konie uciekły z pastwiska, ganiając za nimi resztkami sił, śmiałam się z siebie i tych moich wcześniejszych biegów dla przyjemności.
Koń stworzon do biegania, jak ptak do latania.

A potem z nad mgły, za jeziorem pokazało się słońce.
Z tego piękna, wykąpałam się w lodowatej wodzie.
Wyskoczyłam czerwona z wody, czując się jak bohater, wojownik jeziorny ! Nie było dziś na mojej drodze osoby, która by mogła skrzywdzić mnie spojrzeniem, słowem, czynem nawet. Przebiegłam przez dzień, jakby po grzbietach fal. Niesiona lekko ich siłą, z prądem, dynamicznie i radośnie !!

Jest wieczór.
Człowiekowi, mimo poczucia przynależności do świata natury, trudno jest okiełznać jej siłę.
Po pędzącym, pracowitym dniu, podjechałam pod dom, z samochodu obserwowałam, co wiatr wyprawia z drzewami.
Coś we mnie pękło wtedy. Zrozumiałam utratę mojego teraźniejszego świata. Jej realną nieuchronność.
Wyrywane z korzeniami zrealizowane marzenia.
Szloch, histeria z najgłębszego wnętrza.
Ale tak ma być, tak jak się wszystko rodzi w przyrodzie i umiera, dając miejsce nowemu, tak człowiek, poddany prawom natury, tworzy w sobie miejsce na coś, co potem musi utracić.
Respektuję te prawa. Nareszcie zrozumiałam. Już chyba mogę stąd odejść.
 Słysząc na zawsze wołanie jeziora, będę robić w sobie miejsce na nowe. I nasłuchiwać....zawsze....
Wiatr miesza człowiekowi w głowie, może to tylko to ?


środa, 21 marca 2012

jedną nogą w oriencie.

Jestem w zachwycie nad życiem.
Wychodzę na drogę, nogi same mnie niosą nad rzekę. Od doliny tchnienie zimniejszego powietrza.
Gołe pastwiska, pokryte suchą trawą, marcowe słońce złapane w nagie gałęzie drzew.
Wzięłam ze sobą ipoda, ale muzyka tym razem nie jest potrzebna.
Taniec żywiołów przenika mnie tak, jak promienie słońca prześwitują przez drzewa w lesie.
Tak, zachwyca mnie lekkość chodu, prostota wydarzenia, jakim jest długi spacer o zachodzie słońca.
I wiele, wiele więcej : niezależność mojego psa, przy całym naszym emocjonalnym uzależnieniu, jego pasja pokonywania przestrzeni, byle szybciej pod górę. Zapach rozmarzającej ziemi, stada saren na polu.Wiatr.
Harmonia tych elementów przestrzeni. 
Idąc łatwiej się myśli.
Ostatnie wydarzenia przyniosły ważne przemyślenia, poczułam połączenie mojego małego podwórka z tym dużo większym. Przyjazd podróżnika zbliżył dwa światy.
Kiedyś czułam, że do pełni egzystencji kobiety mieszkającej na wsi, potrzebuję doświadczyć osobiście życia kobiet w Afryce na przykład.
Ten głód niewiedzy, jak TAM jest stawiał mnie przeciwko sobie samej.Jedną nogą na wiejskim polu, drugą w jakimś oriencie.
Oczywiście, tęsknota podróży mnie nie opuszcza, jak się to raz zasiało, rośnie jak chwast i czasem dusi niemiłosiernie.
Jednak pewniej stoję obiema nogami w polu.A gdybym miała stąd wyjechać to wyjadę.
Uświadomiłam sobie znów, prawdę zapomnianą, że zabrać ze sobą, niezależnie jak daleko, można tylko to - co się ma w sobie.
A więc jest robota do zrobienia.
Na przykład oswoić powtarzalność. U mnie powtarzalność czynności wywołuje jakiś bunt, dlatego nigdy nie będę miała porządku wokół siebie. Chociaż wszystkim wiadomo, że w porządku lepiej się pracuje, czyta, pisze i zwłaszcza przyjmuje gości.
A coś mi mówi, że w wypełnianiu dni prostymi czynnościami można prawdziwie kontrolować czas.
Wracając w stronę domu posiedziałam chwilę ze stadem koni na łące.
Spokojne, aż bezmyślnie jakby, upływa im czas. Parę razy zerwały się do galopu wokół mnie. Piękne, dzikie, na swoim miejscu.
Jak ja ?
Po długim spacerze się albo pięknieje, albo mądrzeje. A może jedno i drugie ? Tam, wewnątrz. wywiewa wszystkie niepotrzebne, głupie myśli
Może by nawet posprzątać ?

środa, 14 marca 2012

posłaniec

" Kakela”
I am just a fragment. Who knows where this fragment comes from.
What am I ? With this question humans travel through life.
Why go so many places? Why tirelessly keep going until death?

Why always look for new people, new experiences…?
Because I want to know…. what I am.  I wanted to understand…. very deeply.

Before becoming a fragment, you and me were one ?
Before becoming a fragment, sky and me were one ?
Before becoming a fragment, sea and me were one ?
Awakened people said to me,
Do not search outside, look in. Truth is inside of you.
That’s why I put a ladder inside to go in myself one step at a time.
This is the beginning of butoh.
But I keep on dancing, that means I meet new people, I have new experience
Even though awakened people said sit still and look inside.
I really want to meet you, I want to meet sea, I want to meet sky, I want to
meet light.
…May be I just wanted to know what I am.
But this dire need to meet new people, new things.
I am a fragment, not perfect, a broken piece.
I’m a dreamer of life that’s why this need to meet.

Million billion years ago, we were just one thing….




Od dawna było mi trzeba tego fragmentu.
I zjawił się posłaniec.
Kiedy ciało jest słabe-  wzmocnij je.
Kiedy duch jest niespokojny   -  wycisz go.
Kiedy potrzeba ci światła - rozjaśnij mrok.
Kiedy brakuje czasu - zatrzymaj się.
Kiedy nie widzisz - popatrz po prostu.
Kiedy potrzebujesz pomocy-  zawołaj.
Głośno, szeptem.
moc, która jest w tobie, przyjdzie z pomocą.
Po to jesteśmy.
By rozwijać skrzydła na wietrze.
Zagubić się w ciszy.
Odnaleźć w skupieniu.
Kołysać monotonnie codzienność.
W sobie tylko znanym, unikalnym rytmie.
Tak niewiele trzeba.

Trochę tak, jakby anioł zwalił mi się na głowę.:)